Dear World: I'm coming!: Phuket vol. 1

niedziela, 14 września 2014

Phuket vol. 1




Po łącznie... 14 godzinach lotu i 9 godzinach spędzonych  na lotniskach (kolejno: Wiedeń,  Dusseldorf, Abu Zabi) - dotarłam. Skłamałabym mówiąc,  że nie byłam zmęczona, aczkolwiek podekscytowanie wzięło górę nad niedoborem snu i byłam gotowa na to co przyniesie wieczór. Przywitał mnie Pan, którego  zadaniem było wstawienia mi stempelkowej 30 dniowej wizy on-arrival (dla Polaków za free). Ogólnie cała procedura wizowa to mała prowizorka. Nie miałam wypełnionego do końca małego druczku, zamiast adresu zamieszkania wpisałam mailowy i hyc: na legalu mogę tu tkwić do 4tego października :) Byłam święcie przekonana, że mój plecak, który widziałam ostatni raz w Wiedniu znajdzie się gdzieś w Ameryce Południowej także gdy go ujrzałam kamień spadł mi z serca. Poza lotniskiem dopiero zaczęło się dziać!


Ok. Let's the fun begin! Teraz trzeba się wydostać z lotniska i dotrzeć do mego couchsurfingowego hosta. Wymieniłam szybko pieniążki na Bahty (1$ +/- 31,20 bht) i poszłam szukać mini vana do miejsca w którym jest najbardziej znana plaża na Phuket - Patong, największa imprezowania zarazem. Za 180 bht po jakimś czasie dotarłam do celu, tak jakby. 



Czekałam na plaży i w przypływie bezradności i niemożności kontaktu z mym nowym kolega kupiłam sobie tajską kartę sim. Stąd też miałam internety prawie cały czas podczas pobytu w Tajlandii hihi. W końcu jakoś się odnaleźliśmy, wzięłam szybki prysznic, a że tutaj w porównaniu do polskiego czasu jest +5h... pojechaliśmy na imprezę (mądra Katarzyna, mądra). Pierwsza przejażdżka skuterem jako pasażer wśród zwariowanych i trąbiących ludzi dodatkowo mnie obudziła, myślałam, że umrę i dupa z moimi 3 miesiącami w Azji. Serio.


W centrum... przeżyłam kolejny szok. Neony, nagabujący na wszystko ludzie, mnóstwo ulicznego jedzenia, tłumy turystów (w szczególności Niemców) ladyboye, skutery i jeszcze więcej skuterów. Spotkaliśmy się z dwójką znajomych mego hosta (Francuzką i Hindusem) i pojechaliśmy hen daleko na imprezę,  dość specyficzną z resztą. Ragga bar, housowa muzyka, neony, ktoś grający na bębnach, hamaki... i do tego wysoka temperatura i wilgotność (po 5 minutach człowiek myśli tylko o prysznicu i o tym, że mógłby być bardzo skutecznym lepem na muchy). Zobaczyłam jak wygląda męska wersja tańca brzucha w egipskim wydaniu, poobserwowałam otoczenie, pochillowałam między drzewami... Pokręciliśmy się tam do 1 i razem z koleżanką postanowiłyśmy wrócić.  To był wielki błąd. Że też nie mogłam zostać dłużej  i wrócić z moim hostem!!! Dlaczego?


ENG version :)

After a total of... 14 hours of flight and 9 hours spent in airports (in order: Vienna, Dusseldorf, Abu Dhabi) - I get there, finally! I'd be lying by saying that I was not tired, but the excitement took up the deficiency of sleep and a feeling of being the most dirty person ever. The guy behind the desk insert my3- days visa on-arrival which is free for Polish citizens. I didn't provide all (required) information but anyway he has made his duty (instead of adress of my stay put email and... it was fair enough). Legally I can stay in Thailand till 4th of  October :) I was firmly convinced that my backpack will be at the different airport, in Brazil for example but I found him save on Phuket's airport. It was where it supposed to be

 
Let's the fun begin! Now just have to get out from the airport and find way to my couchsurfing host. I exchanged quickly my $ for the baht ($ 1 +/- 31.20 bht) and went to look for the mini van to the place where the most famous beach on Phuket - Patong is, the most crazy one, where everything can happen. For 180 bht after some time I got to the Kalim beach. Was waiting on the beachfor a while and in a fit of helplessness and inability to contact my colleague bought a new Thai sim card. Hence, I have internet almost all the time hihi. In the end, somehow we found each other. I took a quick shower, and that here in comparison to Polish time is + 5h... we went to a party (wise, wise). First scooter ride was kinda crazy! It tottaly woke me up. Thought that it will be my first and a last ride. Seriously.


In the center... experienced another shock. Neons, a lot of street food, crowds of tourists (especially Germans) ladybos, scooters and more scooters. Bangla road. 




We met up with two friends of my host (a French and Indian) and went far away to a party, quite specific anyway. Ragga bar, house music, more neons, someone playing the drums, hammocks... and to the high temperature and humidity (after 5 minutes a man only thinks about the shower and that he could be an effective flypaper). I saw the men's version of belly dancing in the Egyptian edition, observe, chilled between the trees... stayed there till 1 a.m  and with Frenchgirl decided to go back. It was a big mistake. I could stay there longer and come back with my host !!! I couldn't find the building. It's kinda lovely story.



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz